Zbudzony świtem, jakoś po 13-ej, zobaczyłem dzień, choć słońca nie zaznałem. Po wypełnieniu obowiązków względem ciała i znajomych poświęciłem 60 minut swojego bezwartościowego czasu na wypełnienie obowiązków pracy, która ciąży mi coraz bardziej. Po powrocie do swej klatki oddałem się zabijaniu czasu. Narzędziem zbrodni stał się laptop z podpiętym ulubionym narzędziem Szatana - internetem. I trwam tak do tej pory, w międzyczasie płodząc obszar pewnej ilości kilobajtów, na którym być może zapiszą się jakieś uczucia wylane ze mnie na klawiaturę.
Oto narodziny. Oby długi czas oddzielił je od śmierci.
środa, 16 kwietnia 2008
birthday
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
0 komentarze:
Prześlij komentarz