poniedziałek, 2 czerwca 2008

Raz, dwa, trzy! Baba Jaga PATRZY!!!

Nieopodal morskiego wybrzeża stał dom, w którym mieścił się sierociniec. Znajdowało się w nim kilkoro dzieci, a wśród nich Laura, rudowłosa dziewczynka, której udało się znaleźć rodzinę. Opuściła sierociniec. Po latach wraca tam z mężem Carlosem i synkiem Simonem, by zamieszkać w nim i stworzyć w nim dom zastępczy dla kilkorga dzieci, które wymagają specjalnej troski.
Simon, jako jedynak, odnajduje towarzyszy zabaw w niewidzialnych przyjaciołach i wprowadza się razem z nimi do nowego domu. Rodzice, choć zaniepokojeni zachowaniem synka, tłumaczą to sobie brakiem towarzystwa jedynaka i mają nadzieję, że gdy dom zapełni się dziećmi to i on przestanie wymyślać sobie kolegów. Jednak wkrótce po zamieszkaniu w domu niewidzialnych przyjaciół Simona przybywa, a on sam zapomina nawet o dwójce swoich poprzednich kolegów i skupia całą swoją uwagę na nowych.
Pewnego dnia Simon znika i nikt nie jest w stanie powiedzieć jak i gdzie.
Tak rozpoczyna się droga, która dla Laury będzie bardzo trudnym i bolesnym szlakiem, do rozwikłania tego, co zawsze kryją w sobie stare domy. Do rozwikłania mrocznej tajemnicy.
"Sierociniec" wprowadza nas do miejsca, gdzie nakładają się strefy wpływów różnych światów. W domu krzyżuje się przeszłość z teraźniejszością i chcą one ze sobą "zamieszkać" i żyć w zgodzie. Twórca filmu, Juan Antonio Bayona, odpowiedzilny mi za "Labirynt Fauna", wprowadza nas do tego miejsca krok po kroku, stopniując napięcie i pokazujac coraz to nowe elemnty układanki. I podobnie jak miało to miejsce w "Labiryncie..." otrzymujemy film, w którym pozornie niewiele się dzieje, by następnie nas zaskoczyć i zaszokować, i na bazie tego buduje dalszy klimat i stopniuje napięcie. Jednakże osoby szukające w tym filmie historii, która pozwoli im wciskać się fotel ze strachu i krzyczeć w sali kinowej "uciekaj" poczują się zawiedzeni. Bayona rezygnuje ze stałego napiecia, pozwalając się nam skupić na uczuciach głównej bohaterki, która jest w stanie poświęcić wszystko, by dowiedzieć się co się stało z jej synkiem i dlaczego "miesza się" w to przeszłość. Laura jest tu osobą postawioną na pierwszym planie i to jej uczucia grają w nas najsilniej. I tak mamy klimat ciągłej niepewności, nie wiemy co wydarzy się za chwilę i jak potoczą się losy matki, ale te najsilniejsze emocje towarzyszą nam (podobnie jak jej) tylko w ściśle określonych sytuacjach.
Film jest bardzo dobrze wykonanym połączeniem horroru z dramatem. Z pewnością trzeba docenić pracę kamery, bo operator co jakiś czas serwuje nam ciekawe ujęcia, które wyglądają zupełnie naturalnie, ale jeśli trochę dokładniej się temu przyjrzeć, to ma się wrażenie, że patrzymy oczami kogoś stojącego gdzieś na uboczu, poza zasięgiem wzroku bohaterów. Obraz przepływa nam przed oczami bardzo łagodnie i płynnie, przez co mamy wrażenie, że czas płynie tu wolniej. Zupełnie jak gdyby ktoś chciał, by Laura miała więcej czasu i sposobności na zauważenie pewnych istotnych rzeczy. Muzyka nie jest tu zbyt rozbudowana i nie przeszkadza nam w odbiorze filmu, jak to nieraz bywa w produkcjach tego typu. Raczej nie uświadczamy tu orkiestr budujących napięcie. Autor wolał budować je właśnie poprzez obraz i uczucia matki. Okazuje się również, że można przestraszych widza i utrzymać go w napięciu bez zastosowania drogich efektów specjalnych, skupiając się jedynie na tym, by pokazywać świat jak najdokładniej i wchodząc z kamerą wszędzie tam, gdzie tylko się da.
Jeśli chodzi o grę aktorską, to nie mamy tu wiele do oceniania. W zasadzie jest to teatr jednego aktora, a cała reszta jedynie przemyka nam przez scenę. Belén Rueda, grająca Laurę, sprostała zadaniu i wykreowała bohaterkę, z którą widz się utoższamia i pozwala jej przelać na siebie swoje emocje. Pozostaje mieć nadzieję, że częściej będzie można oglądać tę aktorkę na ekranach naszych kin. W filmie pojawia się jedna znana osobowość, którą mieliśmy okazję oglądać w naprawdę wielu filmach. Chodzi o Geraldine Chaplin ("córka swojego ojca", czyli jedno z dzieci Charliego Chaplina), która gra tu maleńką rolę, konkretnie medium, ale po obejrzeniu filmu nie wyobrażam sobie by tę postać mógł zagrać ktokolwiek inny. Po prostu idalna rola dla niej.
"Sierociniec" jest z pewnością najlepszym filmem na jakim byłem od pewnego (dość długiego) czasu. Myśle, że nikt nie wyjdzie z sali kinowej zawiedziony. Co prawda dało się słyszeć uwagi odnośnie zakończenia i nawet ja sam chętnie zobaczyłbym nieco inny finał, ale nie wpływa to negatywnie na odbiór całego filmu. Te prawie dwie godziny spędzone w kinie na pewno nie pozwolą żałować pieniędzy wydanych na bilet i na pewno zechcecie wrócić jeszcze do domu Tomasa by sprawdzić, czy na pewno nie kryje innych tajemnic.

Raz, dwa, trzy, Baba Jaga patrzy!
Uciekajcie.

0 komentarze: