czwartek, 5 czerwca 2008

Stary dobry Mech? Nie.. Nowy jeszcze lepszy Mech!

Mech. Kapela powstała w '77 roku w stolicy. Ci, którzy to pamiętają, powyższy album przyjmują z łezką w oku. Mech był kapelą, którą charakteryzował specyficzny klimat, to po prostu "Brudna muzyka". Zespół niestety zamknął działalność. Fani na wieść o reaktywacji liczyli na wydanie albumu z utworami o takim potencjale, jak te stare, jeszcze z czasu PRLu, ale w wykonaniu i najwyższej jakości odpowiadającym najnowszym standardom wydawanych płyt. Nie przeliczyli się. Album zatytułowany po prostu "Mech" jest świetnym kawałkiem muzyki dla chcących posłuchać mocnego gitarowego brzmienia. A co mnie poruszyło w tym albumie? Wszystko! Napisałem kilka słów o historii zespołu, ale tak naprawdę znam ją jedynie z opowieści znajomych i materiałów w sieci. Mam 21 lat i w czasie, kiedy powstały hity takie, jak: "Tasmania" czy "Piłem z diabłem bruderschaft" moi rodzice nawet się nie znali... Ale na szczęście to, że nie znałem początków kapeli, nie uniemożliwiło mi poznania jej. Dzięki reaktywacji grupy i wspaniałemu koncertowi na Przystanku Woodstock było mi dane poznać głos Maćka Januszko, o którym fani mówią, że jest jak wino: "im starszy tym lepszy". Prawie półtora roku od tego koncertu, na którym zostałem oczarowany ich kawałkami, dostałem do rąk nowy album. Przez okres oczekiwania na album fani zespołu wypisywali ogromną ilość próśb o pośpiech, ja sam zaglądałem na stronę zespołu częściej niż na jakąkolwiek inną... Teraz jadę do pracy ze słuchawkami w uszach, na zajęciach na uczelni nie wyjmuję słuchawki z ucha, a w domu cały czas słyszę kawałki w głośnikach. Mimo tego, że przesłuchałem album tyle razy, cały czas wciskam na nowo [Play] w odtwarzaczu. I nawet nie chodzi tu o to, że Mech kojarzy się z taką gwiazdą jak Ozzy Osbourne (którego - zabijcie mnie - nie lubię) i fan tego typu muzyki powinien zapoznać się w tym wydawnictwem; nie chodzi tu o to, że album budzi wspomnienia wspaniałego koncertu na Przystanku Woodstock; nie chodzi tu też o to, że to po prostu kawał dobrej rock'n'rollowej roboty... Ten album położył mnie na łopatki brzmieniem gitarki, tekstowo wypada dobrze, rytm i melodie OK. Ale najważniejsze jest to, że każdy kawałek jest inny od poprzedniego. I mimo iż partie gitarowe bywają podobne, to mamy tu bardzo różnorodne klimaty. Żeby się o tym przekonać, wystarczy włączyć kompozycję pierwszą (Piłem z diabłem...), następnie czwartą - Nie widzieć nic - będącą piękną balladą, a zakończyć na instrumentalnym Fear 2004. Ta różnorodność powoduje, że album się nie nudzi. A na zakończenie sparafrazuję Wasze słowa panowie, z jednego utwory: "to była daleka droga, weszliście na szczyt... zdecydowanie nie był tu nikt". (Aha! Nie planujcie kolejnych reaktywacji - my, fani, moglibyśmy do nich nie dożyć. Wy to co innego...)

Napisane przeze mnie w portalu merlin.pl około 2005 roku

0 komentarze: